Wyznanie Pawła Apostoła: ja jestem cielesny, zaprzedany w niewolę grzechu. Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, to tym samym przyznaję Prawu, że jest dobre. A zatem już nie ja to czynię, ale mieszkający we mnie grzech (Rz. 7, 14b-17).
Znamy prawdę o Bożej miłości, o tym, że Bóg kocha mnie w sposób niewyobrażalny i bardzo osobisty. Ale jeżeli tak jest faktycznie, to dlaczego ja nie doświadczam tej miłości i dalej dlaczego jest we mnie tyle niepokoju, lęku, rozgoryczenia, smutku, gniewu. Dlaczego ranimy się w rodzinach, czemu tak łatwo przychodzi nam krzywdzić innych, a tak trudno jest wybaczać. Wreszcie dlaczego cierpią niewinni, skąd tyle zła na świecie - jeżeli Bóg jest miłością. Dlaczego? Pytanie jest bardzo dramatyczne, a odpowiedź bardzo ważna. Wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej (Rz 3, 23) Tym, co przeszkadza mi doświadczyć Bożej miłości, jest grzech. Bóg nieustannie wylewa na mnie powódź swojej miłości, lecz nade mną niczym parasol jest rozpostarty grzech.
To czy kochamy kogoś w sposób autentyczny sprawdza się w naszych wyborach i decyzjach.
Nasze życie jest odpowiedzią, jaką dajemy Bogu. Bóg szanuje naszą wolność, dlatego każdy z nas indywidualnie jest wezwany do odpowiedzi na propozycję Bożej miłości. Właśnie w sytuacji wyboru zostali postawieni Adam i Ewa. Wezwani do dialogu oblubieńczej miłości z Bogiem, zaufali bardziej szatanowi i powiedzieli Bogu: nie. Popełnili nieprawość i zaciągnęli dług, bo jak mówi Pismo Święte zapłatą za grzech jest śmierć (Rz. 6, 23a). Konsekwencje tej decyzji ponosimy i my.
Najgorsze, że nie możemy go ominąć, rodzi się on w naszym wnętrzu i nie ma nikogo, kto mógłby powiedzieć, że jest bez grzechu. Dlaczego drzewo cytryny daje zawsze kwaśne owoce, a nie słodkie? Ponieważ mając korzenie cytryny, nie może dawać innych owoców. Podobnie i my mając korzenie serca w grzechu, wydajemy owoce grzechu: złość, lenistwo, gniew. Potrzebujemy, aby ktoś przemienił nasze serce. Grzech jest niczym nasz cień, zawsze przy nas. Kiedyś dwóch mężczyzn, o których nie można było powiedzieć, że są trzeźwi, wieczorem wsiadło do łódki i wzięli się do wiosłowania. Jednak ranek ukazał im smutną prawdę, cały ich wysiłek poszedł na marne, ponieważ byli przywiązani do brzegu liną. Także ja jestem przywiązany liną grzechu, która sprawia, że nie mogę sam siebie zbawić. Również nie jest w mocy drugiego człowieka spłacić mój dług, jaki zaciągam przez grzech.
Konieczne jest, aby lina grzechu została przerwana.
Wniosek: człowiek stoi przed problemem, z którym nie może sobie poradzić.
Ważne jest także, aby sobie uświadomić, jakiego mamy przeciwnika, który zrobi wszystko, aby nas oddalić od Boga. Naszym wrogiem sprytnym i bardzo inteligentnym jest szatan. Jest on ojcem kłamstwa i będzie się starał wszelkimi środkami wsączyć w nasze serca zafałszowany obraz Boga, podważający jego przymioty: miłość, dobroć, sprawiedliwość. Będzie nam wmawiał, że każdy dzięki swoim zdolnościom, siłom może osiągnąć bezpieczeństwo, szczęście, zbawienie. Będzie nam podsuwał bożki, coś co będzie miało nam zastąpić Boga. A Bóg nie chce się dzielić z nikim naszym sercem.
Marcin Luter twierdził, że największym grzesznikiem jest ten, kto nie rozpoznaje swego grzechu. Do lekarza nie idzie i nie szuka pomocy ten, kto jest zdrowy. Tylko osobie, która uznaje swoją niemoc, "chorobę", grzech można pomóc. Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: "Widzimy", grzech trwa nadal (J 9, 41)
Jeśli rozpoznajemy swój grzech, będziemy mieli wielką korzyść, gdyż tylko chorzy mogą zostać uleczeni, a umarli mogą zmartwychwstać.
Komentarze
Prześlij komentarz